Ostatnie dni obfitowały w wydarzenia różnego autoramentu. Osobisty małżonek korzystał z opieki NFZ-u w formie szpitalnej czym dostarczył mi wiele wrażeń i emocji.
Nabyłam też igły do szycia tkanin grubych i puszystych, w cenie 9,50 które to nadają się do frywolitkowania. I z tego miejsca chciałam podziękować Ani i Inusi za poinformowanie ,że coś takiego istnieje gdyż nie miałam o tym zielonego pojęcia. Ale się ucieszyłam, że je dostałam choć już zwątpiłam gdy tłumacząc pani w pasmanterii o co mi chodzi zaobserwowałam, jak zamarła, już myślałam,że źle tłumaczę ale wyglądało na to ,że po prostu się zastanawiała gdzie coś takiego może mieć. Nabyłam też cieniowany , fioletowy kordonek, wkońcu córka złożyła zamówienie na kolejne kolczyki, ale to co zrobiłam serduszka nijak nie przypomina. Że to fioletowy kordonek trzeba wierzyć na słowo.Drugie dzieło ma przypominać motyla. Powstawał metodą plątamy nitkę na igiełce i.....zdejmujemy z igiełki albo prujemy. No i znowu się czegoś nauczyłam. Po pierwsze, jak się wymyśla schemat to go trzeba narysować w formacie większym niż połowa biletu autobusowego i każdą poprawkę należy sobie zapisać. Po drugie, jak się pomylisz i pomyłkę zatuszujesz to i tak cię to będzie denerwować. Ot co !

tu , kolejne próby plątania nitek
Pamiętajmy,że jest maj i pachnie bez, znaczy lilak.
Przez Edytkę zostałam zaproszona do zabawy w 10
Czy to najstarsze, nie jestem pewna,ale w pliku jest dziesiąte. Zostało wykonane w Starej Lubovni w skansenie pod zamkiem. Przedstawia wnętrze pasterskiej chaty z Litmanowej. Jest to owoc jednej z wielu wycieczek jakie odbyliśmy będąc w Szczawnicy. Z tym zdjęciem nie wiąże się jakaś specjalna historia. Za to wyjazd ze Szczawnicy do domu był pamiętny. Wieczorem nagle rozszalała się gwałtowna burza, lał deszcz nagle zaczyna padać grad.Gospodyni krzyczy :Samochody ! (na podwórku stało kilka) We trójkę: ja, mój mąż i gospodyni wyskakujemy z zebranymi gorączkowo chodnikami, kocami i kolejno okrywamy auta. Trawa przybrała biały kolor,a niebo czarny. Po wejściu do domu ubrania wykręcałam jak by były wyjęte z wiadra pełnego wody. Gospodyni (nasza znajoma) powiedziała, że w takich warunkach to ona nas nie wypuści i mamy te noc u niej spędzić.Oddała nam swój pokój, gdyż nasz był już zajęty przez kolejnych wczasowiczów. Zabezpieczaliśmy wszystkie samochody, jedni z wczasowiczów tylko wyglądnęli przez drzwi i na mój widok (zmoczona , biegłam po kolejne koce) powiedzieli tylko :OOO. Dziękuję nikt nie usłyszał mimo, że i ich auto zostało okryte naszymi rękami.
Jako ciekawostkę podam, że gradobicie miało charakter wybitnie lokalny.Na drugi dzień okazało się, iż w drugiej części Szczawnicy owszem padał deszcz, wiał wiatr ale gradu nikt nie widział.
Do zabawy zapraszam blogi: