Jak to jest, człowiek wie, że się zmęczy, że go będą przysłowiowe gnaty boleć, że wyda kasiorkę ale i tak to robi? A co ? Mianowicie, w sobotę wyjęłam czarne buty (nie do tańca ), osobisty zrobił przegląd boazerii czy tam sztachet w płocie, nasmarował, wrzucił na dach i pojechaliśmy na stok aby po raz pierwszy tej zimy pojeździć na nartach. Było super, mimo, że do tej pory schodzenie ze schodów to nie jest taka miła sprawa. Ale co tam, ważne, że cali i z rumianymi facjatami wróciliśmy do domu.
Przed nartami zarobiłam chleb na zakwasie, później wyjazd, przyjazd , odświeżanie się i na imieniny do szwagierki, później, po nocy, pieczenie chleba. I wszystko się pochwytało, no prawie...
A te gwiazdki o znanym schemacie, choć każda inna , były dodatkiem do prezentu. Acha, frywolitki są żółte i leżą na zielonym kartoniku, jakby kto pytał.