czwartek, 10 lutego 2011

trochę różności

Oj dawno mnie tu nie było...... Cóż, trochę kwiatków powstało, niby takie same,a jednak każdy jest nieco inny, bo to się schematu trzymać nie umiałam. Rozpoczęłam kolejne xxx dzieło. Nie jest za duże ale początek został poczyniony. Jednak najwięcej czasu poświęciłam na starodawną sztukę ..... cerowania. Nie wiem czy w dzisiejszych czasach jeszcze się robi coś takiego, czy po prostu uszkodzoną odzież pakuje się na śmietnik? Jednak jak ktoś ma ukochane spodnie, koszulę, z którymi ciężko się rozstać, a generalnie nadają się do dalszej eksploatacji to dlaczego ich nie ratować? A mnie się trochę nazbierało takich reperacji.
Gdy siedziałam w fotelu i igłą w ręce to miałam przed oczami obraz mojej babci, która w zimowe wieczory, przy lampce, w kuchni cerowała rajstopy, obrzucała dziurki w uszytej przez siebie pościeli. A ja siadałam na krzesełku obok i obserwowałam co i jak ona robi. To dzięki temu oglądaniu nauczyłam się jak cerować, jak obrzucić dziurkę przy guziku, jak szyć na maszynie, jak robić na szydełku. Tu były moje podstawy.
      A z innej beczki. W ferie byłam z rodzinką na nartach. Nauczyłam się jeździć nie tak dawno, dzięki córce, bo ona bardzo chciała.To jak dziecko to i mama spróbowała czy jej się spodoba. No i się spodobało. Narty to trochę dziwny sport, wiem, że będę zmęczona, że będą mnie boleć nogi, że mogę zaliczyć wywrotki, że schodząc ze stoku ledwie będę miała siłę się ruszać, a jednak jestem wtedy szczęśliwa. Kiedy widzę rumieńce na twarzy dziecka, zadowolonego męża - jestem szczęśliwa. Tego uczucia gdy po raz pierwszy w sezonie wpinam but w wiązanie narty nie da się z niczym porównać, jest jedyne w swoim rodzaju. Warte było poznania, wierzcie mi.
   Co do zimowej wymianki to mam już dwa elementy gotowe. Mam jeszcze parę pomysłów ale jeszcze ich nie zrealizowałam bo ciągle ewolują. Bardzo chcę je dopasowac do osoby, która je otrzyma.

**********
ponowna edycja wpisu
dotyczy słodkości u Tereski:
Nie zbieram talizmanów ale.... mam grosz znaleziony na chodniku, zieloną ,małą żabkę otrzymaną od koleżanki i kamień w kształcie serca,  co go natura stworzyła ,a który córka znalazła na bałtyckiej plaży . Wszystko to leży sobie spokojnie na biurku, pod monitorem.

9 komentarzy:

  1. Fajnie,że znowu jesteś. Zastanawiałam się nawet czy coś złego się nie stało,że się nie pojawiasz. Kwiatki super. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też lubię cerowanie. Dawno temu, gdy w sklepach wiało pustkami, ratowałam w ten sposób przetarte albo podziurawione dziecięce ciuszki - cery zamieniały się w grzybki, biedronki, kaczuszki, kwiatki... :))

    OdpowiedzUsuń
  3. o kasienko ,ja ceruje mezowi spodnie do pracy hehehhe.czasem skarpety ale tylko welniane robione na drutach takich mi szkoda inne wywalam niestety.oh e narty kusza .moze kiedys w alpy ,mam blisko....

    OdpowiedzUsuń
  4. Kwiateczki fajne ! Wierzę, że jazda na nartach spodobała Ci się, bo też jeździłam jednego sezonu. To wciąga i chciałoby się to robić...cały rok (?) Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiele potrafię, ale nigdy nie nauczyłam się cerować :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Janeczko , dziękuję za troskę
    Danusiu, świetny pomysł na maskowanie cerowania
    Majowa babciu koniecznie się zdecyduj na narty
    Ulciu, jazda przez cały rok, ech marzenia, ponoć na lodowcach sie da, tylko.....
    Aneladgam wszak xxx potrafisz stawiać, więc i cerowac potrafisz

    OdpowiedzUsuń
  7. niczego nie ceruje, chyba wyrzucam, co nie znaczy ze niczego nie ratuje bo czasami tez tam cos staram sie igla uratowac ,ale cerowanie raczej kojarzy mi sie z prawdziwa bieda,mam przed oczami cerowane skarpetki i majtki,ktore cerowala moja mama, jakos nie moge sobie wyobraziz zeby moje chlopaki chodzily w cerowanych skarpetkach ja je juz wyrzucam jak widze ze sie przecieraja :)

    OdpowiedzUsuń
  8. cudne te kwiatuszki :)
    czy mogłabym prosić o schemacik do nich, bo mnie po prostu oczarowały
    monika9375@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  9. już Moniko piszę do ciebie
    KonKata

    OdpowiedzUsuń