środa, 14 sierpnia 2013

Mój pierwszy raz...

...na strzelnicy LOK-u. Na rowerze to jakieś 20 min od mojego domu, ale postrzelać byłam po raz pierwszy w życiu. Tak na prawdę miała strzelać tylko młodzież czyli córka i bratanek męża. Ja miałam tylko to dokumentować to historyczne wydarzenie... Jednak pan Józef potrafił mnie zachęcić do strzelania. Nie musiał się bardzo wysilać. Przekonałam się, że broń lekka nie jest i nie jest to takie proste. To tarcza z mojego pierwszego strzelania z 25 metrów na leżąco. Pierwsze dwa strzały poszły Panu Bogu w okno. Trzeci, nawet nie wiedziałam kiedy nacisnęłam spust, kolejne dwa trafiły w papier po niżej tarczy (prawy, dolny róg). Kolejna seria trafiła w tarczę, nie licząc jednego.
Teraz będę inaczej patrzeć na sportowców uprawiających strzelectwo.

Efekt mojej pracy dokumentacyjnej całego wydarzenia.

3 komentarze:

  1. Pierwsze koty za płoty - później już z górki - czyli postrzelaj sobie jeszcze bo to frajda !

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie to frajda była !!! Czasem jest tak, że chcemy zrobić przysługę dzieciom, a okazuje się, że to my - dorośli mamy z tego lepszą zabawę :)

    OdpowiedzUsuń